Gra w warcaby, gra w chińczyka, gra w klasy, gra w skojarzenia. Tak, zaczytuję się Cortázarem, zachwycam brakiem logiki, którym rządzi logika właśnie. Swobodnie migrującymi skojarzeniami, wolnością myśli, niezależnością pomysłów i idei. Dzisiaj będzie chaotycznie, ale nielogicznie tylko na pozór. Jak sam Cortázar pisał „logika przecież do czegoś służy”. Zagrajmy zatem w skojarzenia.
„Każdy nieporządek był usprawiedliwiony, jeżeli przekraczał sam siebie, może przez zupełne szaleństwo można było dojść do jakiejś mądrości, innej niż ta, której słabością jest właśnie szaleństwo”
Julio Cortázar , „Gra w klasy”, 1963
O luźnych skojarzeniach pisałam już przy okazji niezrozumiałej i trudno wytłumaczalnej nici porozumienia między Liu Baojunem i Moise Kisslingiem, jaką stworzyłam sobie kiedyś na własny użytek, oglądając prace obu tych twórców. Dziś chciałabym powrócić do tematu tychże skojarzeń, a efekt tego będzie prawdopodobnie jeszcze bardziej zaskakujący niż poprzedni. Mam jednak nadzieję, że Was zainteresuje.
Czy to nie zaskakujące skojarzenia są właśnie najciekawsze? Nudna byłaby strasznie zabawa ze sztuką, gdyby była przewidywalna. Coś Wam więc pokażę…
W 1909 roku Gustav Klimt namalował jeden ze swoich najsłynniejszych dzisiaj obrazów „Judith II”. Stworzony on został w pewnej korespondencji z namalowanym w 1901 roku obrazem „Judith”, na którym Klimt przedstawia nam kobietę niszczycielkę, biblijną Judytę, w chwili erotycznego uniesienia trzymającą w dłoniach męską głowę. W osiem lat po namalowaniu tego obrazu powraca on do motywu Judyty, ale namalowana przez niego kobieca postać nie ma w sobie już nic z kobiety-modliszki, obsesyjnie pragnącej męskiej krwi. Judyta z 1909 roku to pełna własnych lęków i fobii postać, w kurczowo zaciśniętych palcach trzymająca suknię, którą kiedyś z lubością odchyliłaby podczas tańca śmierci, jak robi to Salome na obrazie Franza von Stucka. Druga Judyta Klimta jest bardziej przerażona niż przerażająca. Co również ważne, także wizualnie nie przypomina już kobiet XIX-wiecznych. Uwagę zwraca jej wydłużona postać, chude ciało, przypominające raczej łodygę niż pąk kwiatu. Taką kobietę nowej ery maluje nam Klimt. A ja dokładnie w 100 lat po namalowaniu jego obrazu znajduję zdjęcie, które dla mnie samej przedstawia ucieleśnienie dzisiejszej Judyty. Judyty Klimta, Salome von Stucka, mitologicznej nimfy i uwodzicielskiej syreny. Na jednej z włoskich ulic spotykamy Giovannę Battaglię – stylistkę Vogue’a – Judytę Klimta początku XXI wieku.
Robimy krok do przodu, dwa kroki w bok i jeden w tył i mamy skojarzenie numer dwa. Tym razem mistrz mistrzów, niepokonany, niedościgniony, sam Sandro Botticelli. A dokładniej stworzony przez niego ideał piękna, namalowane ok. 1485 roku „Narodziny Wenus”. Boska, zapierająca dech w piersiach Wenus, której przez stulecia artyści niemalże każdej epoki szukali w swoich pracach spojrzała dziś na mnie… z jednego z szafiarskich blogów. Zanim pojawi się na Waszych twarzach uśmiech niedowierzania przeplatany z politowaniem, spójrzcie proszę na to zdjęcie.
Teraz dwa kroki do przodu, jeden w bok, jeden w tył i znowu dwa do przodu. Dochodzimy do punktu nr 3. Tutaj o skojarzeniach trudno mówić, bo są one oczywiste. Tutaj mowa raczej o inspiracji. I choć niczym odkrywczym Was nie uraczę, myślę że warto cofnąć się myślą do jednego z najsłynniejszych obrazów prerafaelitów – do „Ofelii” Johna Everetta Millaisa z 1852 roku. Na blogu The Minx, na którym znalazłam również powyższe zdjęcie, zauroczyła mnie właśnie jedna z wariacji na temat „Ofelii” , która być może nie zaskakuje niczym nowym, ale jednak porusza, zwraca uwagę, niewątpliwie ma to „coś”.
Na koniec, a może raczej na początek jedno ze zdjęć sesji „Alice in Wonderland” Annie Leibovitz z 2009 roku. Dlaczego ono? Bo jest moim ulubionym. Bo kojarzy się ze wszystkim i z niczym jednocześnie. Bo jest inne. Bo jest jest na nim świnka. Bo tak.
Jakim cudem tu jesteśmy, jak mogliśmy spotkać się tu dziś, jeżeli nie przez prostą grę złudzeń, reguł przyjętych i uznanych, talią kart w ręku obłąkanego.
Julio Cortázar , „Gra w klasy”, 1963
*wykorzystane zdjęcia pochodzą z bloga The Minx, który znaleźć możecie pod tym adresem: http://cagedwonder.blogspot.com/
Dodaj komentarz